Pierwszy post niech w bardzo prosty sposób odsłoni krótką genezę tytułu bloga! Otóż, pewnego niedzielnego popołudnia, gdy niebo zaczynało coraz bardziej zachodzić mleczną powłoką chmur, zawitała do nas Królowa Trzmieli. Jak poznać, że ma się do czynienia akurat z Królową? Sprawa jest bardzo prosta! Jeżeli kiedykolwiek widziałeś/widziałaś normalnego Trzmiela (czyli popularnego Bąka) i nagle widzisz tegoż oto Trzmiela, ale w rozmiarze XXL, to wiedz, że masz do czynienia z Królową! Prawdopodobnie, nasza Królowa szukała tylko schronienia przed nadchodzącą burzą, ale zapobiegawczo dałam jej się napić malinowego soku. Jest to mój sposób na ratowanie owadów żywiących się nektarem z kwiatów. Napój ów, wydaje mi się smaczniejszy niż polecana do takich celów woda z cukrem.
Królowa Trzmieli pobyła u nas jeszcze jeden dzień i później zniknęła. Mam nadzieję, że znalazła miejsce na założenie Trzmielego Gniazda. To niecodzienne spotkanie z tym przesympatycznym owadem zaowocowało ochrzczeniem przeze mnie naszego domku na wsi "Trzmielą Ostoją" i chociaż "jedna jaskółka wiosny nie czyni", a jeden Trzmieli nie robi z naszego ogródka "Trzmielej Ostoi", to nie mam zamiaru się tym przejmować! W końcu postanowiła nas odwiedzić sama Królowa, a to już przecież nie byle co!

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz